Tylko, czy aż rok?
Kiedy rok temu zaliczyliśmy pierwszy lock down, nie spodziewaliśmy się, że pandemia będzie trwała tak długo, a tym bardziej, że równo rok później będziemy mieć powtórkę z rozrywki. Nasze pierwsze podejście do pandemii, wydawało się być pozytywne. W sumie głupio było się cieszyć, z rosnącej liczby zakażeń, ale miło było mieć męża w domu, odbywać spacery po lesie w środku dnia czy wycieczki rowerowe. Byliśmy w trakcie załatwiania orzeczenia dla Leona i tutaj też czuliśmy, że dostaliśmy gratisowy czas, jednak nie trwało to wiecznie.
Bardziej spokojne święta
Święta wielkanocne były spokojne, bez napięcia, że Leon będzie się dziwnie zachowywał, że ktoś to będzie komentował i wyrażał swoje zdanie, jednak takie obchodzenie świąt, a raczej brak ich obchodzenia zaczęło wchodzić ludziom w krew i więzy, relacje rodzinne zaczęły zanikać.
Im dalej w las…
Im dłużej ta sytuacja trwała, tym czuliśmy się gorzej, w końcu trzeba było dokończyć pewne sprawy, a przez ograniczenie stało się, to jeszcze trudniejsze. Sprawy związane z orzeczeniem wydłużały się w nieskończoność, wybór przedszkola, też nie należał do łatwych, gdyż wszystko było otoczone obostrzeniami, nadmierną dezynfekcją i za dużymi odległościami.
Zmiany, zmiany, zmiany…
Mimo wszystko, dopięliśmy sprawy do końca, a i wybór przedszkola wyszedł nam na dobre. Wiele rzeczy od tamtej pory się zmieniło, prócz tego, że koronawirus, nadal jest wśród nas i ma się dobrze. Świat się zmienił i pewne rzeczy się już nie odmienią, niektóre będziemy próbowali usilnie wrócić, z różnymi skutkami, ale prawda jest taka, że zaczęliśmy życie, w świecie, którego nie znamy, którego się uczymy i nie do końca wiemy czy w ogóle nam się podoba, choć i tak nikt nie pyta nas o zdanie.
Z maseczką, czy bez? Oto jest pytanie..
Przeglądam zdjęcia z przed roku i dalsze, noszenie maseczek tak mocno weszło w życie, że ciężko sobie przypomnieć czasy bez nich, czy dolną część twarzy dawnych znajomych. Zastanawiam się, czy czasy, w którym na czyjeś kichnięcie, odpowiadaliśmy na zdrowie, jeszcze wrócą. Czy kiedyś będziemy mogli podać sobie rękę bez dezynfekcji, już o przytuleniu nie wspominając. Czy będzie można polizać drzewo tak, jak Leon.
Pandemia a potrzeby edukacyjne
Skoro jesteśmy w temacie zachowania, niesprzyjającego pandemii, to opowiem Wam trochę o funkcjonowaniu dziecka ze specjalnymi potrzebami, w świecie opanowanym przez koronawirusa. Jednym z plusów jest to, że osoby z autyzmem, nie muszą nosić maseczek i to jest dla mnie wybawieniem, gdyż Leonowi przeszkadza nawet szalik, lekko nasunięty na twarz. Innym plusem jest to, że placówki edukacyjne przyjmujące dzieci z orzeczeniem o kształceniu specjalnym, zwykle są ostatnie zamykane, oczywiście wyjątkiem jest kwarantanna całej placówki. Jeśli chodzi o aspekt edukacyjny, to mam poczucie, że Leon zyskuje trochę czasu do nadrobienia pewnych zaległość, ponieważ nauka zdalna w masowych placówkach edukacyjnych, jest w znacznej większości zdalna i dostaję informację, że na prawdę różnie to wygląda, a większości przypadków poziom nauki pozostawia wiele do życzenia. Ponad to umiejętności społeczne dzieci, w szeroko pojętej normie, znacznie się osłabiają, pojawiają się stany lękowe i inne trudne zachowania. Obawiam się, że z chwilą okiełznania pandemii, nasi terapeuci będą mieli znacznie więcej pracy, a specjalne potrzeby naszych dzieci, przestaną być specjalne, a staną się normą. Nie oceniam, tylko obserwuję co się dzieje i dziele się swoimi spostrzeżeniami i przewidywaniami.
Czy każde kichnięcie to koronawirus?
Powstaje coraz więcej kampanii, plakatów czy reklam o przekazie, w którym mowa o potrzebach dzieci, ze specjalnymi potrzebami, ale też o tych w normie. Przekazy o tym, że dziecko potrzebuje widzieć emocje, nie maseczkę, że dziecko potrzebuje kontaktu fizycznego, przytulenia, bliskich, zamiast izolacji. Jestem całym sercem za tymi inicjatywami, jednocześnie bardzo też rozumiem obawy innych o własne zdrowie, bo mają na swoim koncie liczne choroby, zaliczyli nie jeden szpital, a wzrastające liczby chorych i zgonów nie są pocieszające. I gdzie tu znaleźć złoty środek? Dla wielu szczepionka jest ratunkiem, jednak wokół samych szczepień jest wiele spekulacji, niedomówień i innych niepewności. Na dodatek, dochodzą różne odmiany choroby i ilość dawek szczepionki, cały czas się powiększa. Martwi mnie jedna rzecz, teraz jedyną słuszną chorobą jest koronawirus, a co z grypą, zwykłym przeziębieniem, zapaleniem płuc, oskrzeli, ucha czy nawet rotawirus, na którego szczepimy nasze noworodki, ale chyba już nie trzeba, bo teraz każdy wirus żołądkowy, to brytyjska odmiana koronawirusa.
Bliskość, lek na wszystko, co na to koronawirus?
Jak to jest? Teraz lekarze nas nie badają, za to mamy tele-porady, które z tego co słyszałam, są bardzo niemiarodajne. Nie bagatelizuje problemu, staram się być w porządku dla innych, noszę maseczkę, dezynfekuje ręce, gdy mamy w domu katar czy kaszel, po prostu zostajemy w domu. Jednak nadmierna izolacja wpływa osłabiająco na nasze organizmy, zawsze mówiono, że wsparcie psychiczne i obecność bliskich są najlepszym lekarstwem, nawet na bardzo poważne choroby. Dlatego lekarze proszą by mówić do bliskich, nawet gdy są w głębokiej śpiączce. Kiedyś robiło się okrutne eksperymenty na noworodkach, w jednym z nich podzielono dzieci na dwie grupy, w pierwszej grupie o dzieci dbano tylko pod kontem fizycznym, karmiono, zmieniano pieluch, bez czułości, bez przytulania, druga grupa była przy rodzicach oprócz zwykłych pielęgnacji, dzieci były przytulane, kołysane i wszystko co najmilsze. Wszystkie dzieci z pierwszej grupy zmarły po paru tygodniach, bo jako ludzie potrzebujemy innych, ich bliskości, rozmowy itp, by nie stracić woli życia. Mimo, że dzieci z grupy pierwszej, były całkowicie zdrowe i zadbane fizycznie, nie czuły potrzeby by żyć, bo my jako ludzie posiadamy potrzeby zarówno fizyczne, jak i psychiczne.
Dla nas to powtórka z rozrywki..
Cała ta sytuacja to dla mnie powtórka, z rozrywki, gdy diagnozowaliśmy Leona pod kątem jego poszerzonej miedniczki nerkowej, o czym możecie przeczytać tutaj. Tak samo nikt nie dbał o stan emocjonalny, ani psychiczny Leona, dla lekarzy był tylko ciałem z dziwną nerką. Wszędzie nas pospieszali, nie czekali aż Leon będzie gotowy na badanie, wszystko było robione na siłę, szybko bo następny pacjent czeka, będzie trzeba powtórzyć, bo nie współpracuje. Dla nich były ważne tylko tabelki, wykresy liczby, wymiary, obraz na USG, na końcu tylko usłyszałam, że w sumie to nic nie jest z jego nerką, ale teraz trzeba będzie iść do neurologa i psychiatry, bo teraz co innego szwankuje.
Świat za szyby
O świecie z za szyby, już Wam pisałam, tutaj, ale ten fragment bardzo pasuję też do tego wpisu:
Patrzę na dzisiejsze relacje, którym cała ta pandemia nie pomogła, a świat, no cóż stał się bardzo autystyczny. Teraz zakładamy podwójne maski: czyli, te które mają chronić nasze zdrowie i te metaforyczne. Teraz naprawdę nie wiemy kto jest kim. Bezdotykowe odbieranie paczek, bezkontaktowe zakupy. Cały świat stanął za szybą, a my musimy po trzy razy odpowiadać, że chcemy chleb bezglutenowy. Za szybą, słabo widać, słabo słychać i w ogóle nie czuć. Dzieci takie jak Leon dobrze o tym wiedzą. Pod pozornym bezpieczeństwem zdrowia fizycznego odbieramy sobie wszystko to co stanowi, że jesteśmy ludźmi, którzy czują, czyli nasze zdrowie psychiczne. My przeżyliśmy już tą sytuację w której, lekarze patrzyli na Leona tylko jako na ciało z dziwną nerką. Pomijając jego stan emocjonalny, zmienili go w dziecko za szybą, a teraz my wszyscy jesteśmy społeczeństwem z za szyby.
Relacje i więź
Nie wszyscy pragniemy normalność, wiele introwertyków, czuje się w tym świecie jak ryba w wodzie. Nie muszą już wysilać się u cioci na imieninach, mogą pracować zdalnie w domu, tyle że jako ludzie potrzebujemy wyzwań, mobilizacji. Nie o to chodzi by siebie lub kogoś „łamać”, ale o to by zachować to co stanowi o nas, jako o ludziach, umiejętność tworzenia relacji i więzi.
Jestem ciekawa, jak Wy czujecie się w tej, już nie takiej nowej sytuacji, jak dbacie o siebie i bliskich, czy dajecie radę?