To nie jest jest świat dla kobiet, ten kraj nie jest dla kobiet.
Jesteśmy żonami, matkami, partnerkami, córkami, pracowniczkami, organizatorkami, szefami itp
Niektóre z tych ról nijak nie chcą się dopasować, dołączyć do reszty, są jakby z innej układanki.
Piszę o nas kobietach, bo czuję, że ten obszar jest nadal niezaopiekowany. Cały czas szukamy pomocy dla naszych dzieci, odkładając siebie na później.
O terapiach i sposobach na wyzwania, mam sporo do powiedzenia. Znam je z teorii i praktyki, jednak często cały ten proces nie zadziała, gdy my będziemy w rozsypce.
Chciałabym być jak te drzewa, które mimo tego że wiatr targa ich koronę, stoją bo mają pewny i silny pień.
Jednak często czuję się jak te uwalone drzewa na drodze, które wszystkim przeszkadzają, które przy okazji zerwały linię i utrudniają ludziom komunikację.
Wydaje mi się, że moje korzenie nie są tak mocne, że byle wicher przy gorszym dniu może je wyrwać i rzucić, gdzieś daleko od miejsca skąd pochodzą.
A ja chce tu być, być podporą, schronieniem dla małych podrostków, które dopiero kiełkują, ochraniać je przed wiatrem i szkodnikami. W codziennych wyzwaniach trudno o stabilność. Jest masa sytuacji, które nam to utrudniają: terapia naszych dzieci, regres, finanse, partner, w ogóle jak to wszystko pogodzić?
A mimo, to stoimy i codziennie mimo tego, że od środka nas coś wyjada, jesteśmy dla naszych bliskich osłoną, schronieniem czymś stałym.
Jestem narratorem naszej opowieści.
Dlatego zwykle stoję po drugiej stronie obiektywu. Jestem jednocześnie obserwatorem inicjatorem i motywatorem. Czasem to męczące, bo czy ja wystarczam, czy jest mnie za mało.
Czy nie podjęłam zbyt mało ról, a może nie wszystkie dobrze rozgrywam.
Ciężko jednocześnie być narratorem i odgrywać rolę. Nie wszystkim to pasuje, choć wiem że scenariusz pisze ktoś inny.
Chciałabym mu zasugerować parę zmian, ale nie sądzę by wziął je pod uwagę, bo do tej pory nie brał.
Ciężko opowiadać o życiu, w którym nie gra się głównej roli, wie to każda z nas. Skupiamy się na naszych dzieciach, rodzinie, a często odgrywamy role drugo planowe, choć wiemy, że bez nas by się, to nie kręciło
Dni szacunku, goździków i paczki rajstop zniknęły, za to jest brak wyboru, wieczna walka, udowadnianie, strach I ból.
Dnie i noce, noce i dnie….
Nasze dzieci co dzień stawiają przed nami masę wyzwań. Często jest ich tak dużo, że mamy zwyczajnie dość, granice naszej siły psychicznej i fizycznej są stale przekraczane.
Nasze dzieci nie dość, że mają problemy z nadruchliwością w ciągu dnia, to często mają problemy z zaśnięciem, zapadaniem w głębszy sen, często wybudzają się po parę razy w nocy. I jesteśmy w tym wszystkim my: po kolejnej z rzędu nieprzespanej nocy, w stałym czuwaniu, gdy uda Nam się w końcu odstawić to dziecko do przedszkola, zdążymy ledwo zrobić zakupy i zaraz znowu odbieramy go z przedszkola.
Po drodze znowu afery, krzyki, zatykanie uszu, nadwrażliwości, pokładanie się na środku chodnika, znowu te spojrzenia ludzi, da się słyszeć „ja to bym sobie tak nie pozwoliła”, „co za dzieci się teraz rodzą”. W domu nie jest łatwiej kolejne ataki płaczu i krzyku, zastanawiasz się kiedy zapukają sąsiedzi, albo od razu ludzie z opieki społecznej, lub policja, choć może wcale by nie było źle…
I od razu zarzucasz sobie, jak tak możesz, co z Ciebie za matka? MOŻESZ! Ja Ci to mówię i każde z nas ma takie chwile.
Codziennie od nowa nakręcamy, tą samą karuzelę, spiralę, by wszystko grało, działało i się kręciło. Tyle, że cały czas nie możemy się doczekać momentu, w którym puszczamy, a to wszystko gra I działa, zawsze ktoś wcześniej wysiądzie, zastopuje, coś się zblokuje. Często trzeba sięgnąć do źródła, odczekać swoje, a potem od nowa nakręcić. Każdego dnia zastanawiam się ile jeszcze, co jeszcze i czy przyjdzie ten moment, NASZ moment.
Dlatego ważne jest byśmy dali sobie przestrzeń na żal, złość I smutek, by zeszło, to napięcie, jak z chmur spada deszcz i by to słońce mogło znów zawitać w naszym życiu
Czytałam ostatnio na forum wsparcia dla rodziców dzieci z autyzmem, o sytuacji w której matka przyznała się do chwili słabości i została okropnie oceniona i obrzucona błotem. Jest mi przykro, że na grupie wsparcia, tego wsparcia nie było, a jakże trudno przyznać się do błędu, a jeszcze do tego zostać ocenionym. Tak często narzekamy na brak zrozumienia społeczeństwa w „normie” wobec nas i naszych dzieci, a między sobą robimy Tak samo?
Jak widzą nas inni, jak my widzimy siebie
Przez długi czas czułam się jakbym przez autyzm Leona była trendowata. Nie zapraszano nas nigdzie, na wielu atrakcjach słyszałam, że to dla „normalnych dzieci”. Inne matki z dziećmi obchodziły nas z dystansem, jakby się miały od nas zarazić. Czułam się jakbyśmy byli postaciami z portretów Picasso, z zdeformowanymi twarzami, dziwolągami.
Po pewnym czasie sama o sobie tak myślałam, nie zliczę ile razy słyszałam, od lekarzy, że dobra matka, to jak dziecko zdejmuje ortopedyczne buty i płacze, to mu je z powrotem zakłada, że dobra matka umie złapać mocz dziecka w kubeczek, za pierwszym razem, że dobra matka to, to tamto. Przyjęłam po prostu, że jestem złą matką. Nie lubiłam siebie, byłam zła, że to wszystko mnie spotkało, aż zobaczyłam swoje odbicie w moim dziecku i nie było ono, ani wykrzywione, ani trędowate, było piękne i jedyne.
Nie chciałam, żeby żadne z moich dzieci czuło, że jest trędowate, dlatego tak bardzo pasuje mi tu cytat, z jednej z naszych ulubionych koszulek od Aspiracje.com.pl – autyzm na koszulkach „Lepiej być dziwnym niż byle jakim”
Wiem, że na co dzień ciężko dostrzec nam piękno w lustrze, ale jeśli nikt Ci jeszcze tego nie powiedział, to ja Ci mówię: Jesteś najlepszą Mamą dla swojego dziecka. Robisz wszystko co najlepsze i przekraczasz każdego dnia swoje granice. Jesteście piękni i niepowtarzalni i zasługujecie na o wiele więcej niż dostajecie
Kobieta, kim jest w tych czasach?
Zastanawiam się kiedy w końcu w siebie uwierzymy. Co dziennie dokonujemy rzeczy niemożliwych. Zajmujemy się dziećmi, którymi nikt nie chce się zajmować, dbamy o innych lepiej niż o siebie. Zajmujemy się domem, pracą, dziećmi, często nawet się dokształcamy, a inni nadal mówią nam, czego nam wolno, a czego nie, co robimy źle, choć sami nie zrobili nic.
„Kiedy ja mówię 'wolność’
„Żyję w kraju” Strachy na Lachy
Zaraz grozisz mi wojną
Kiedy drugą stroną drogi chcę przejść
Więc kiedy ja mówię „wolność”,
nie mów mi, że nie wolno
Moja wolność to żaden Twój grzech”
Gdzie jest nasza wolność, kobiecość? Czy stała się jedynie obowiązkiem?
Kolejny dzień kobiet, kolejny rok walki o prawa kobiet. Mamy XXI wiek, a nadal musimy kolejne z nas umierają, przez, to że inni wiedzą lepiej co czujemy, co powinnyśmy i co nam wolno.
Nie wiem czy to kiedykolwiek się zmieni, ale życzę Wam wszystkim, byśmy my zaczęły siebie doceniać, bo jeśli, to nie nastąpi, to inni tym bardziej tego nie zrobią.