
Szkoła zostaje w naszych głowach
Będąc w szkole, każdy z nas narzeka na oceny, bo zawsze mogły być lepsze, bo rodzice nie byli z danej usatysfakcjonowani, tylko czemu, gdy w końcu udaje nam się zakończyć naszą edukacje, to my wchodzimy w rolę oceniaczy. Czasami wydaje mi się, że przez to, że nie staram się żyć na pokaz, bo mając tyle wyzwań, jest to trudne, lub wręcz niemożliwe, to tym bardziej jestem wystawiona na ocenę. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem osobą bardzo wrażliwą i mimo, że zdaje sobie sprawę, że to nie jest o mnie, a o osobie oceniającej, to czuje się bardzo zraniona.
Skąd takie oceny?
No właśnie skąd się biorą oceny? Z problemów i kompleksów, osoby oceniającej, tylko dlaczego one tak bardzo nas uderzają? Bo wielokrotnie czujemy naszą odmienność, że nie pasujemy, że u nas standardowe rozwiązania nie działają, a przecież każda inność jest weryfikowana i zanim zostanie zaakceptowana przez ogół, minie sporo czasu.
Jak sobie radzić z oceną? Bo jak to mówi moja Terapeutka: obraźliwy komentarz można skasować, ale on z nami zostaje. Tak samo wiele przykrych słów, które słyszymy na temat swój, swoich dzieci, swojej rodziny, mimo że wiemy, że to nie prawda to i tak słowa ranią.
Otwartość i kreatywność, zamiast oceniania
Naszemu społeczeństwu brakuje otwartości, co za tym idzie kreatywności, która pozwala spojrzeć na inność z różnej perspektywy, nie tylko swojej. Kreatywność pozwala na myślenie, że można inaczej, że nie istnieje, jedna słuszna droga, jedno słuszne rozwiązanie. Mowa tu o indywidualności. Zaakceptowaniu, że każdy jest inny, że każdy ma inny drogę rozwoju i inny na niego pomysł. W dzisiejszym świecie, nie widzę innego słusznego podejścia. Ujednolicenia nie działają, nie ma że coś jest czarne albo białe. Jak Wam już pisałam w przyrodzie nie istnieje, ani czysta biel, ani idealna czerń, za to jest mnóstwo odmian szarości.
Ocena jest tylko jedną zawężoną perspektywą
Strasznie nie lubię tego, że ilekroć czytamy o jakimś zaniedbaniu ze strony, najczęściej rodziców, to od razu padają oceniające komentarze typu, że matka na pewno na telefoniku siedziała, a dziecko samopas. Ja zawsze najpierw myślę, że może próbowała zamówić wizytę lekarską przez Internet, może po prostu ze zmęczenia na chwilę przysnęła, bo dziecko płakało całą noc. Dlaczego od razu myślimy o kimś, kogo nie znamy źle? Oczywiście też wpływ i manipulacja mediów robią swoje, ale czy te osoby z racji tego co się stało nie mają już wystarczająco cierpienia? Czy potrzeba im jeszcze tego, że wszyscy wokoło próbują ich potępić, a nie zrozumieć.
A co na to specjalne potrzeby?
Teraz zobaczmy co się dzieje, gdy my mamy dzieci niepełnosprawne i nie przyznają lub odbierają nam ulgi, świadczenia, twierdząc, że nasze dzieci są samodzielne. A nasze dzieci często są nadpobudliwe, mają większą potrzebę ruchu, zaburzenia czucia głębokiego, przez co często nie czują tak jak powinny ciepła, dotyku, docisku, i wiele innych, przez co tym częściej my rodzice jesteśmy narażeni na zaniedbania. A system dopiero się odzywa, gdy jest po ptakach, gdy już stała się tragedia i zwala winę na nas. System jest bardzo roszczeniowy, wielokrotnie słyszę jak kobiety po poronieniach, lub innych tragediach okołoporodowych zostają bez pomocy psychologów, terapeutów i innych specjalistów, a przecież mamy to zapewnione, czy nie? A co z ojcami, oni przecież z nami w tym wszystkim są, ale oni muszą być twardzi, właśnie nie muszą. Nie ma we mnie zgody na takie traktowanie, nie ma we mnie zgody na to, że nie dostajemy pomocy, a jesteśmy oceniani, zarzuca nam się zaniedbania, niedopilnowania.
Akceptacja nieidealności, czyli po co nam piątki i szóstki
Tak jesteśmy nieidealni, ale cała reszta, która ocenia też i ten system też, my po prostu przestaliśmy żyć pozorami, na pokaz, a zaczęliśmy żyć dla siebie. Mamy tyle wyzwań, więc po co tracić czas na udawanie i dostosowanie do ogółu, który i tak nam nie pasuje. Tak popełniamy błędy, ale nie chce żyć w świecie, w którym moje dziecko nie może ich popełnić, w którym nie widzi, że przepraszam, w którym ono też nie przeprasza bo uznaje, to za jakąś ujmę na honorze. Mam czasem dni, że krzyczę, że nie mam siły, że dłużej tego nie zniosę i dlaczego tak się dzieje skoro tak się staram i tyle już poświęciłam, a potem wszystkich przepraszam, łącznie z psem na którego wkurzam się, że znowu zjadł kawałek ogrodzenia. Uważam, że przepraszanie to jest moc, siła i pokazuje nas jako lepszych ludzi.

I jeszcze to porównywanie
Jestem pełna nadziei, że kiedyś skończy się era porównywania. Porównywanie nic nie wnosi, jest niczym konkretnym i zawsze stawia, nas pomiędzy lepszym i gorszym, a ja nie znoszę tych określeń, bo wywołują one poczucie słabości, zazdrość, smutek, rywalizację, potrzebę dorównania komuś. Prawda jest taka, że jest to pogoń za białym króliczkiem, tylko że w tym wyścigu zapominamy o tym co najważniejsze, o naszych dzieciach i o naszej rodzinie.

Dla mnie ocenianie nic nie wnosi, to system wpoił w nas jakąś dziwną potrzebę dążenia do piątki, jednocześnie cały czas podkreślając, że jesteśmy ledwo trójczyną z minusem. Gdy odrzucimy ten wewnętrzny dzienniczek ucznia, nagle czujemy się wolni. Wyjdźmy z tej mentalnej podstawówki, a zobaczymy, że te oceny w realnym świecie nie mają żadnego odniesienia.