Mam od paru dni wiele myśli, o tym czy czas coś odpuścić, jak utrzymać granice między intymnością życia i chronieniem rodziny, a szczerością i dzieleniem się swoimi doświadczeniami, tym co siedzi mi w głowie. Czy to, że najpierw długo rozważam i przygotowuje się do danego tematu, znaczy, że kreuję swoją opowieść, czy staram się Wam ją rzetelnie, nie raniąc nikogo, przekazać. Jakoś ciężko zebrać mi myśli, a jednocześnie tak wiele chciałabym Wam powiedzieć.
Czasem trochę się gubię, o czym chcę właściwie opowiadać i do jakiej grupy odbiorców chcę trafić. Z jednej strony sporo w teorii jak i w praktyce, wiem o autyzmie. O terapiach, jak i gdzie szukać. Z drugiej strony, nie chcę oddzielać świata autyzmu od reszty, bo tak na prawdę wszystkie te działania sprawdzą się również, u dzieci w normie.
Gdy tak sobie o tym myślę to nie chcę być specjalistką od masażu czy diety, jestem specjalistką w byciu mamą Leona.
Odgrzewany schabowy
Macie takie historie, które wracają do Was jak bumerang? Jakbyście musieli po stokroć, się od jakieś decyzji odwoływać, a to z powrotem wraca i chce od Was aktualnych informacji. Ile razy można odgrzewać tego schabowego? Nie mówię, tu o tym domowym, zrobionym przez mamę lub babcię, który za każdym razem smakuje lepiej, ale o tym zbutwiałym jak podeszwa z podrzędnego baru mlecznego, który daje padliną zanim zdążymy go donieść do domu.
Szczęście
A co w takim razie z tym szczęściem? Czasami wydaje nam się, że im więcej będziemy mieć, tym będziemy szczęśliwsi, ale więcej czego? Pieniędzy? Podobno pieniądze szczęścia nie dają. Z drugiej strony trudno mi sobie wyobrazić siebie szczęśliwą, bez własnego domu, w którym mogę czuć się bezpieczna, rozwijać się i wspierać Leona w terapii, która znów jest kosztowna, bo oczywiście czas i chęci, ale bez pracy mojego męża, nie miałabym nawet tego czasu, który jest tak ważny. Jeszcze z innej strony, wszystko ma swoją cenę i tam gdzie jedno za coś płaci, drugie musi na to zapracować i sprzedać swój czas.
Czas
Czas przewija się w naszych historiach, jako coś czego potrzebujemy. Leon potrzebował i potrzebuje wiele czasu by osiągnąć gotowość do różnych umiejętności. Ten czas również kosztuje, terapie, przedszkole, wszystko dostosowane do niego. Nie tylko Leo potrzebuje czasu, więc jak wyważyć ilość czasu na każdego członka rodziny i nie tylko. Wokół nas są różne inne bliskie nam osoby, które też tego czasu pragną, by się poradzić, wyżalić, pogadać szczerze lub chcą po prostu być i towarzyszyć nam w naszych, niektórych historiach.
Szczerość
Problem w tym, że są i tacy, którzy chcą tego czasu i u wagi więcej, jednocześnie bez odwzajemnienia i szczerości. Jak wtedy wyważyć to szczęście, czy jakiekolwiek im się należy? Czy istnieje odważnik, który pomógłby zrównoważyć ilość danego czasu i szczerości, do tego który chcemy uzyskać? Przecież zawsze mamy jakieś oczekiwania, nawet jak nie mamy to oczekujemy, że nic nie dostaniemy.
Co z tą szczerością?
Zastanawiacie się czasem, czy to co piszę, to pewna kreacja, że pokazuje Wam tylko to co chcę? Myślę, że wtedy nie pisałabym Wam też o moich porażkach, błędach, zaniedbaniach i o tym, że postępy kosztuje mnie wiele, wiele czasu, że nie przychodzi mi to tak łatwo jakbym chciała. Jednak coraz częściej spotykam się z manipulacją, tworzeniem fałszywego obrazu, połączonym z jakąś dziwną nieuzasadnioną zarozumiałością.
Wyobrażenia
Ostatnio trochę tracę wiarę w ludzi, tak ogólnie, przyszła pandemia i ludzie jeszcze bardziej grają na pozorach z za ekranów swoich smartfonów, laptopów, itp. Zaczynają jeszcze bardziej żyć wyobrażeniami o osobach, które na to nie zasługują, a przecież jest tyle niesamowitych ludzi i ich wyczynach, o których się nie mówi: o przyjaciółce, która walczyła lata o ciąże i dziecko, codziennie prowadząc dziennik i obserwację swojego ciała, o ojcach, którzy codziennie zagryzają zęby, gdy słyszą o nowych furach swoich znajomych, ze świadomością, że oni zbierają pieniądze na leczenie swojego dziecka, o rodzicach, którzy codziennie walczą o każdą nową umiejętność swojego dziecka, w żmudnej terapii.
Czasem wydaje mi się, że te wyobrażenia siedzą głęboką w głowach i myślę, że nawet jakbyśmy weszli na Mont Everest, z dzieckiem w nosidełku, to więcej podziwu wzbudzi, jak ktoś powie, że lepiej wszedł by na ten szczyt. Dlatego, że żyjemy w świeci komentatorów, a nie działaczy. A skoro, ktoś coś robi, to dla nich nie jest to na rękę, więc trzeba wykreować swoje wyobrażenie. Chodzi mi o to, że coraz mniej liczy się jak ktoś coś robi, a bardziej to że ktoś mówi, że to zrobił. Dlatego często jest tak, że jak udostępniamy jakiś reportaż z naszych działań w mediach społecznościowych, to często spotykamy się z falą krytyki, zamiast podziwu.
Super-My
Codziennie dokonujemy niezwykłych rzeczy, ratujemy dzieci, przed potworami z pod łóżka, sprawiamy, że kuku na paluszku znika po jednym ojojaniu, sprawiamy, że to wszystko jakoś działa, kręci się i nie przestaje. Jesteśmy skromni, cisi i robimy swoje. Mamy refleksje o sobie, potrafimy się przyznać do błędu, wybaczyć, wziąć sprawiedliwie część winy na siebie, ale czemu jest nas tak mało?
Już samo szukanie recepty na równowagę daje poczucie szczęścia, uświadamia nam, jak mocno potrafimy żyć, intuicyjnie wiemy, co należy i kiedy odpuścić, z czego w danym momencie zrezygnować, a kiedy uprzeć się na życiowej misji. Lubię życie właśnie za nieograniczone pole do podejmowania decyzji i działań. 🙂
Ja myślę że pod tym względem moi rodzice się spisali od zawsze nauczyli mnie odpuszczać jeśli czuję że coś nie daje mi szczęścia i jednocześnie walczyć o to co mnie cieszy.
Bardzo mądre podejście. Szczęście to drobiazgi azgi.