Często myślę o nas, jako o rodzinie w krzywym zwierciadle. Może nie do końca ja, ale często czuję, że tak nas widzą ludzie w około. Zdarza mi się widzieć i słyszeć głośne westchnięcia sąsiadów, gdy dzieciaki kolejny dzień latają po ogródku do wieczora, krzycząc piszcząc, śpiewając. Choć z drugiej strony, gdzie jak nie we własnym domu mają czuć się swobodnie i być sobą. W lato Bruno często lata na golasa, co bardzo gorszy nastoletnie dziewczynki z osiedla, ale tak sobie myślę, kiedy jak nie w wieku czterech lat jest najlepszy moment na biegnie z gołym tyłkiem. Później może być to gorzej odebrane.
Ach te dzieci…, a może bardziej rodzice?
Chodzi mi o to, że często widzimy tylko fragment danej rodziny, a bardzo szybko oceniamy. Widzimy Ojca pakującego rozwrzeszczane dzieci do fotelików w aucie, Matkę załatwiającą sprawy przez telefon i próbującą dogonić dziecko, przed przejściem dla pieszych. Dlaczego tak wielu z nas patrzy z góry i mówi, że teraz dzieciaki to są straszne, a Ci rodzice w ogóle nie ogarniają. Ciężko dostrzec nam w drugiej osobie siebie samych, a przecież przechodzimy to samo: nieprzespane noce, kolki, pierwsze kroki i upadki, płacz, nie wiadomo z czego i wiele innych. Mimo, że doświadczam wiele, nieprzyjemności i nieuprzejmości z otoczenia, to staram się patrzeć na innych jak na siebie. Często w środku, się we mnie gotuję i też mam ochotę na uśmiech satysfakcji, gdy tym razem to nie moje dziecko robi aferę, ale czy na prawdę warto? Czy warto schodzić na niższy poziom i obgadywać, tylko dla tego, że inni tak robią? Myślę, że nie, choć, nie mamy wiele sytuacji, w których to nie my mamy teraz źle, to lepiej po prostu skupić się na swojej rodzinie, niż komentować cudzą.
Znowu te wyzwania..
My rodzice, dzieci z wyzwaniami często jesteśmy znacznie bardziej narażeni na oceniające spojrzenia, czy niepocieszone kręcenia głową. Leon ekscytuje się schodami, szczególnie tymi ruchomymi, windą czy odjeżdżającym metrem. Często jego emocje są tak silne, że podskakuję w miejscu i krzyczy łaaaaał!!! I tak, na początku chciałam stać się niewidoczna, ale teraz wręcz zazdroszczę mu tej prawdziwości, szczerości i radości z tak prostych rzeczy, jak wiatr we włosach, płatki śniegu na twarzy czy to, że świeci słońce. Brakuje nam tej dziecięcej radości, a gdy nawet zdarzy nam się uśmiechnąć, to ukrywamy to za maseczką i zostaje tylko oburzone spojrzenie. Dla mnie to dziwne, nie oburza nas bezdomny, leżący na czterech siedzeniach, o woni 10 zgniłych serów, za to dziecko, które się cieszy, tak.
Rodzina, jak ją postrzegamy
W ostatnim czasie zauważam, ze pojęcie rodziny staję się czymś negatywnym. Zaczęło się od Rodziny 500+. Mówiono, że ludzie rodzą dzieci tylko by dostać zapomogę, społeczeństwo się podzieliło i od tond, każda rodzina była przyrównywana, do tej patologicznej części, która jest małym odsetkiem. No bo serio? Na prawdę myślicie, że dla normalnej rodziny, w której przynajmniej jedna osoba pracuje, w której płaci się rachunki, podatki, kredyt, te 500zł, coś zmieni?
2+1=rodzina <=> 2+0=rodzina
Ponadto coraz bardziej wchodzimy w formę społeczeństwa starszych rodziców i rodzin bez dzieci. Nie mówię, czy to dobrze czy źle, po prostu stwierdzam fakt. Coraz więcej par decyduje się na potomka po trzydziestce lub wcale. Po raz kolejny stwierdzam fakt. Uważam, że nie ma w tym nic złego, wręcz myślę, że nie ma nic gorszego niż wchodzenia w coś, gdy nie jesteśmy na to gotowi, a rodzicielstwo to jak wejście w wirujący huragan, na jakieś około 18 lat. Jeszcze raz są to tylko fakty, aczkolwiek znowu dzielą ludzi, na tych którzy mają już kilkuletnie dzieci i na tych, którzy dopiero zaczynają o nich myśleć lub właśnie decydują się na ich nie posiadanie. Oczywiście nie mówię tu, o tych parach, które z wielu różnych powodów nie mogą mieć dzieci.
Czy taki podział coś zmienia? Niestety tak, dawna przyjaciółka, nie pójdzie na całonocny wieczór panieński, bo karmi piersią swoje pierwsze dziecko. Dawny kolega z pracy nie wyskoczy na piwko, bo musi odwieźć dziecko na terapię. Gdy w końcu udaje im się spotkać następuję przepaść w porozumieniu. Ona nawija tylko, o tym, że się martwi bo dziecku ciągle się odbija, on mówi, że musi chyba zmienić pracę bo utrzymanie dzieci jest coraz droższe, a towarzysze nie wiedzą w ogóle o co chodzi. O co tyle szumu, to tylko dzieci. Tutaj następuję jeden z paru schematów: „odezwę się do Ciebie jak też będę mieć dzieci” ,”ah jak dobrze, że ja nie mam dzieci, po co on/ona sobie to zrobiła, jak on/ona teraz wygląda” albo „jak będę mieć dzieci, to sobie to lepiej ogarnę”.
Życie na pokaz, czyli jakbyśmy chcieli by widzieli nas inni
Mając rodzinę ciężko żyć na pokaz. Oczywiście da się, ale jakim kosztem? O ile jesteśmy tylko „ja i partner”, da się jeszcze coś poudawać, jeśli oboje mamy takie potrzeby. Dzieci wynoszą nasz cały bajzel na zewnątrz. Każde nasze potkniecie, przekupstwo cukierkiem, będzie podwójnie widoczne. Zdarza mi się oglądać, niektóre idealnie matki, które same szyja, pieką chleb na zakwasie, same uprawiają warzywa i mają czworo super dzieci. Czasem zastanawiam się ile w tym prawdy i czy to, że wokół nas jest tyle „idealnych” ludzi sprawia, że my sami czujemy się lepiej? Osobiści wolę szczerze porozmawiać z kimś o problemach, powiedzieć, że nie mam siły i usłyszeć „no ja też tak mam i ten chleb na zakwasie mi wcale nie wychodzi”. Żyjemy w świecie wiecznie młodych pięknych ludzi, którzy żyją tylko na bilbordach. Jednak skoro media, czy świat wirtualny, do którego przez COVIDa, prawie całkowicie się przenieśliśmy, kreują nam obraz idealnych matek bez rozstępów i ojców, w ładnych i czystych samochodach, to jak mamy się czuć, jeśli u nas jest zupełnie inaczej?
Za ekranu komputera czy telefonu możemy żyć na pokaz, jednak kiedyś z za niego wyjdziemy, przynajmniej taką mam nadzieję. I wtedy zastanówmy się czy naprawdę chcemy znowu wskoczyć w wyszczuplające jeansy i stanik o dwa rozmiary za mały czy jednak pokażemy siebie na prawdę.
Co z tym kopciuszkiem po ślubie?
Dobra, a co z rodziną jako taką w środku. Jak my czujemy się z rolami, które defa kto nam przypadły, jak tura dyżurnego w klasie. Wychowałam się w latach 90tych, gdzie amerykańskie komedie romantyczne i telenowele brazylijskie miały swój złoty okres, a Dysney wypuszczał bajki o wszystkich księżniczkach jakich tylko się dało. Każda mała dziewczynka marzyła, żeby jakiś książę ją wybrał i żeby żyli długo i szczęśliwie. Tylko co potem? Nikt nie mówi, co się dzieje po ślubie, czy kopciuszek, już zawsze będzie szczęśliwy, a może dopadnie ją po porodowa depresja, roztyje się, a książę z bajki znajdzie młodszą księżniczkę.
Często zdarzają nam się piękne romantyczne historie, zaskakujące zaręczyny, ślub i wesele w pałacu niczym ze śpiącej królewny, a co gdy bańka pryska. Gdy zamiast grosików na szczęście zbieramy brudne skarpety męża, gdy zamiast w pięknej sukni i złotych pantofelkach, chodzimy po domu w wytartym dresie i ciepłych kapciuszkach. Czasem mam ochotę położyć się na podłodze jak Meg Ryan, w „Masz wiadomość” i czekać aż Tom Hanks zadzwoni do drzwi, ale jak tak leżę to czuję, że mój kręgosłup odzywa się po dwóch ciążach i ogólnie trochę ciągnie zimnem na tej podłodze. Hanks jakoś nie przychodzi, a w sumie dziwnie by było, bo on ma już chyba z 60 lat. Orientujesz się, że skoro Tom Hanks jest stary to Ty też jesteś, może nie aż tak, ale jednak. Zaczynasz rozumieć teksty piosenek z młodości i wcale nie wydają się już takie fajne, gdy czujesz, jakby ktoś wyśpiewywał balladę Twojego życia. Masz uczucie, że coś przeminęło, że już jest z grubsza cały czas tak samo. Z drugiej strony masz świadomość, że nie jesteś w tym sama, że jest On, może to nie Tom Hanks, choć może i lepiej, że Wie jakiego lubisz burgera, że zostawia dla Ciebie sałatkę i wie, że Ty zostawisz dla niego sos, że Wie czego Ci potrzeba w „TE” dni, że śmieje się z Tobą mimo, że oglądacie już ten serial po raz 10, że organizuje Ci randkę w aucie, bo pandemia.
Nie jest idealnie, nigdy nie było i nigdy nie będzie, ale czy to znaczy, że my nie możemy czuć się jak księżniczki w swoich ciepłych kapciuszkach zamiast złotych pantofelkach? 🙂 Myślę, że tak na prawdę to nie ma większego znaczenia. 🙂
kiedyś oceniałam, może nie na ogólnym forum, ale oceniałam, potem zostałam matką i wszystko się zmieniło. Nigdy nie byłam księżniczką, dlatego też nie szukałam księcia z bajki 😉
Obecnie żyjemy w takich czasach gdzie człowiek człowiekowi wilkiem. Ludzie oceniają innych, ale na siebie nie patrzą.
Moja córka jak była mała to też uwielbiałam schody ruchome bez przerwy chciała wjeżdżać i zjeżdżać na nich, a gdy się ją zabierało to płakała.
Pozdrawiam
Ilu ludzi, tyle stylów na życie – rodzinne. Jednakże w temacie zdjęć, czy pokazywania rzeczywistości , znam takich, którzy nawet nie pokazują twarzy swoich dzieci, chroniąc Ich prywatności.