Kiedy, co i jak?
Odwieczne wyzwanie wszystkich rodziców i tych, których dzieci są w normie i dla nas, gdy nasze dzieci stawiają nam większe wyzwania. My już przygodę z pieluchami mamy na szczęście dawno za osobą, jednak cały proces trwał u nas rok i był to dla nas trudny czas. Widzę, że temat często powtarza się na forach i grupach rodziców, dlatego zdecydowałam się podzielić swoim doświadczeniem, co się u nas sprawdziło i co pomogło. Oczywiści nie jest to uniwersalny pomysł, ale może znajdziecie coś co Wam pomoże.
Kiedy najlepiej zacząć ten proces? Nie ma jednej dobrej odpowiedzi, to zależy od gotowości dziecka i od naszej gotowości do podjęcia wyzwania. My zaczęliśmy nasze próby jeszcze przed drugimi urodzinami Leona. U nas dodatkowym problemem były regularne badania moczu i inne zabiegi urologiczne, co mieliśmy już jakiś sukces, to potem znowu się zrażał i nie pozwalał w ogóle dotykać pieluchy. Mimo tych przykrych doświadczeń jednak udało nam się mieć odpieluchowanego trzylatka, tak że nawet noce były już suche, tak więc nasze dzieci na prawdę mają potencjał, a my rodzice dzieci z wyzwaniami jesteśmy najbardziej zdeterminowaną grupą rodziców na świecie.
Czucie głębokie, a korzystanie z toalety
Dostaje wiele zapytań, na temat czy zaburzenia czucia głębokiego mają wpływ na naukę korzystania z toalety. Osobiście uważam, że mają jednak nie jest tak, że całkowicie ją uniemożliwiają. Dzieci z zaburzeniem czucia głębokiego potrzebują silnych bodźców, dlatego nie zawsze mogą czuć, że potrzebują skorzystać z toalety z odpowiednim wyprzedzeniem by zdążyć. Na początku mamy wrażenie, jakby dziecko w ogóle nie czuło, że właśnie zrobiło siku, czy nawet kupę. Jest to też wynik nowoczesnych super chłonnych pieluch jednorazowych, przez które dziecko prawie w ogóle nie czuje wilgoci. Dlatego jednym z naszych sposobów jest przestawienie się na pieluchy wielorazowe, tuż przed tym, lub w trakcie na wyjścia, czy na noc, jak rozpoczniemy naukę. W ogóle powrót do wielorazowych pieluch jest świetną eko inicjatywą i na prawdę pomaga dzieciom w nauce samodzielności, jednak sama wcześniej się na nie nie zdecydowałam i wiem ile to więcej jest pracy, prania i czyszczenia, dlatego nie wymądrzam się więcej na ten temat.
„Mamo, chcę kupę!” Jamie Glowacki, jako główny wspomagacz
Rzeczywiście idea tej książki, jak i jej główne założenia najbardziej mi pomogły, jednak nie ze wszystkim się zgadzam i nie wszystko ma zastosowanie u dzieci z wyzwaniami. Głównym założeniem, tej drogi i rzeczywiście u nas też się to sprawdziło była OBSERWACJA. Niby proste choć w naszym codziennym życiu niezwykle trudne, bo jest to obserwacja na 100%. Bierzemy wolne z pracy, jeśli pracujemy, inne dzieci, jeśli posiadamy, do dziadków, albo gdzieś indziej zaopiekowanie. Jedzenie przygotowane na tydzień do przodu, telefon odłożony, najlepiej wyłączony, a my tylko i wyłącznie skupiamy się na dziecku, obserwujemy go, jak się bawi, wypatrujemy mikro oznak, które zapowiadają, że zaraz pójdzie siku, albo kupa. Zawsze są jakieś oznaki, choć czasem są tak minimalne, że potrzebujemy paru dni by je zauważyć. Jeśli chodzi o kupę, to dziecko zwykle się chowa, więc o tyle jest łatwiej zauważyć.
Według autorki po tygodniu takich obserwacji i akcji z naszej strony, mamy odpieluchowane dziecko. Wszystko pięknie, ładnie, ale….SERIO?! Zwykle, takie stworzenie przestrzeni, w której tylko skupiamy się na dziecku jest wręcz niemożliwe, niewykonalne. Dlatego lepiej z góry załóżmy sobie, że zajmie nam to dłużej i że obserwacja będzie na 60%, to jest i tak super. Ja gdy zdecydowałam się zacząć naszą drogę ku samodzielności, miałam uwieszonego na cycu niemowlaka i latałam z nocnikiem pod pachą za Leonem, więc Wiem, że to jest mało wykonalne. Ta obserwacja zajęła nam znacznie więcej czasu, wiele przerw i fallstartów, ale w pewnym momencie, już z dwóch metrów wiedziałam, że mam parę sekund na doprowadzenie Leona do nocnika.
Kolejna sprawa ubranie. Autorka zaleca, żeby przez pierwszą fazę dziecko chodziło bez majtek, bez spodni, w skarpetkach i w miarę krótkiej bluzce, byśmy widzieli czy coś się zaczyna. Według autorki dziecko nie może mieć na początku ograniczających ubrań, bo uczucie, że mu się chcę jest na początku nagłe. Druga faza to spodnie, ale bez majtek. Autorka twierdzi, że bielizna jest na tyle dopasowana, że dziecko czuje się jak w pieluszce , a bez majtek wszystko zlatuje na nogi i nie przyjemnie się oblepia. Pamiętajmy, że uczucie dyskomfortu jest ważne, bo wtedy zyskujemy motywację, która poprowadzi nas do lepszego samopoczucia. Dopiero trzecia faza to cienkie majtki i spodnie. Jeśli chodzi o noce, to też na końcu, gdy opanujemy już dzienne odpieluchowanie, dopiero zaczynamy sen w samej piżamce.
U nas było różnie, o ile faza na golasa szła nam nieźle, o tyle jak dochodziły ubrania, coś się psuło, dlatego wprowadziłam majtki treningowe, które rzeczywiście odegrały u nas dużą rolę. Majtki treningowe, to takie pełniejsze, grubsze majtki, które między nogami mają taki ręcznikowy materiał, tak że wchłoną parę kropelek. U Leona to zadziałało, bo o ile ciężko mu było wyczuć, że coś się zbliża, to już lekka wilgoć sprawiała, że leciał do nocnika.
Autorka przestrzega też przed zbyt częstym dawaniu ekranów typu telefon czy tablet, dziecko wtedy zbyt długo siedzi na nocniku i siedzi po to by oglądać, a nie że serio potrzebuje. Czasami jednak jest to jedyne wyjście by dziecko usiadło, my przechodziliśmy przez tą fazę, ale rzeczywiście ciężko odebrać dziecku ekran, po zrobieniu siku, jest duży bunt, więc jeśli tylko nie ma konieczności starajmy się nie dawać dziecku telefonu, lepiej zamiast tego dać książkę lub coś do manipulacji rączkami. Generalnie zaleca się żeby dziecko siadało tylko, kiedy czuje potrzebę, jednak u nas sprawdzało się takie dłuższe posiedzenie, jak nie miałam czasu za nim chodzić, a wiedziałam, że zaraz powinno mu się zachcieć.
Autorka bardzo stanowczo i poważnie podchodzi do kwestii odpieluchowania, jej motto z „Gwiezdnych wojen” : „robisz , albo nie robisz, nie ma próbowania”. Uważa, że czekanie na gotowość dziecka, to wymówka rodziców. W tych kwestiach nie zgadzam się z autorką. Osobiście nie jestem jakoś bardzo pewna siebie, dlatego zawsze podchodzę do trudności na zasadzie: chociaż spróbuję, jednocześnie u naszych dzieci gotowość jest bardzo ważna, nasza gotowość i przestrzeń na naukę również. Nie zaczniemy tego procesu, gdy na przykład jesteśmy w czasie przeprowadzki, nasza bliska osoba jest chora, albo jeszcze mnóstwo innych przyczyn. Nasze dzieci na co dzień dają nam mnóstwo wyzwań, one także co dziennie zderzają się z światem, który jest za głośny, zbyt chaotyczny, zbyt zatłoczony, potrzebujemy czuć gotowość na nowe wyzwanie.
Nocnik i inne przydatne akcesoria
Wybór nocnika, wcale nie jest taki łatwy, u nas najbardziej sprawdził się grający i śpiewający nocnik Fisher Price. Wielu rodziców go odradza, bo najlepszy jest najprostszy itp. Pewnie w wielu przypadkach to prawda, jednak u nas sprawdził się z paru powodów. Po pierwsze, wygląd przypominający toaletę, nawet jest sztuczna spłuczka z dźwiękiem. Druga sprawa pojemnik na siku i kupę, ma czujnik wilgoci, więc jeśli coś ląduje w nocniku, to słyszymy radosną piosenkę. I właśnie trzecia sprawa, Leon uwielbia muzykę i piosenki, dla niego była to nagroda i dodatkowa motywacja podczas całego procesu nauki. Po jakimś czasie wystarczyły nam, już zwykłe nocniki bez bajerów.
Jeśli chodzi o chłopców, to dodatkową umiejętnością jest siusianie na stojąco, nam pomógł w tym dziecięcy pisuar. Jest to przyczepiany na przyssawki, nocnik w formie pisuaru, dodatkowo często mają piłeczkę, która się obraca i można w nią celować. U nas na początku przyczepiliśmy go do lodówki, może mało estetycznie, ale to centrum naszego domu i potem chłopcy sami zaczęli go szukać w łazience.
Niektórym pomagają książeczki o nauce korzystania z toalety, u nas niestety się nie sprawdziły. Poniżej parę przykładów.
Podsumowując….
Nie ma niestety jednego sprawdzonego sposobu na naukę samodzielności naszych dzieci. Niektóre same oświadczają, że są gotowe i z dnia na dzień odrzucają pieluchę i tego Wam z całego serca życzę. Jednak u wielu to proces, który trwa czasem dłużej, czasem krócej. Najważniejsza jest obserwacja i bądźcie dla siebie w tym czasie dobrzy, nagradzajcie się i bądźcie dla siebie wyrozumiali. Ja przez rok prób miałam wzloty i upadki, miałam już myśli, że nigdy mi się nie uda, że on nic nie rozumie, nie czuje tego, ale też dałam sobie i jemu czas, czas obserwacji, w której na prawdę dobrze go poznałam, że już dużo wcześniej wiem kiedy odczuwa dyskomfort, a kiedy się cieszy. Obserwacja może być czymś przyjemnym, jesteśmy z dzieckiem tu i teraz i poznajemy go, dowiadujemy się co lubi, jak się bawi, jak się porusza i wiele innych. Mam nadzieję, że znajdziecie tu coś dla siebie i choć nie jest to nic uniwersalnego, ani odkrywczego to mam nadzieję, że ten tekst doda Wam otuchy i siły na kolejne wyzwania. Piszcie, jak będę mogła Wam jakoś pomóc, albo wysłuchać.