Zwierzęta towarzyszyły moim dzieciom, w zasadzie od zawsze. W moim domu rodzinnym, w którym chłopcy spędzili wczesne dzieciństwo, mieliśmy kota, moja siostra jest weterynarzem, więc szybko pojawiały się nowe okazy. Oprócz tego mieszkaliśmy blisko zoo, więc były lata, kiedy mieliśmy bilety roczne i zwykły codzienny spacer, był wizytą w świecie dzikich zwierząt. Każde zwierzę ma swoje charakterystyczne cechy i jednocześnie specyficzny wpływ terapeutyczny. Po krótce opisze Wam jak ja to widzę.
Kocie sprawy
Tak jak już wyżej wspominałam, chłopcy pojawili się, gdy w naszej rodzinie była nasza kotka Tyśka. Tysia była typowym kotem, przychodziła kiedy chciała, na jej uwagę trzeba było zasłużyć, nie bardzo lubiła, gdy chłopcy byli zbyt ruchliwi, ale mimo to jakoś ich tolerowała i wychowywała, jak należy traktować koty. Nie raz miała dość stanowcze metody, można było dostać po łapkach, za niestosowne zachowanie. Choć nigdy nie zdarzyły się żadne drastyczne akcje. Leon bardzo odnajdywał się, w kontaktach kocich, był cichy, spokojny, zwykle skupiony na swoich zajęciach, kot mógł swobodnie przy nim przebywać. Z Brunem już tak łatwo nie było, ale dużo atencji z jego strony, nie było obojętne dla kota.
Po przeprowadzce do własnego domu, gdy już oswoiliśmy się z nowym miejsce, również zapragnęliśmy kota. I tak mamy Kocurra, która początkowo miał być kotką.
Kocurro nie był nigdy typowym kotem, od początku swą otwartością i towarzyskością przypominał bardziej psa, dopiero w momencie, gdy w naszym domu pojawił się szczeniak, kot nabrał bardziej kociego zachowania. Kocurro, wita się jak pies, gdy mam gości, nie chowa się nigdy, zawsze jest tam gdzie coś się dzieje. Zaczepia Leona i zwraca na siebie uwagę, namawiając swoim kocim sposobem do interakcji. Dzięki niemu Leon bardzo otworzył się na wszelkie interakcję, zaczął bardziej interesować się zwierzętami.
Nie ma to jak pies
Decyzja o posiadaniu psa zależała u nas od paru czynników. Od początku, gdy tylko kupiliśmy dom wiedzieliśmy, że będziemy chcieli mieć też psa. Pandemia i przedszkole Leona pomogły nam podjąć tą decyzję. Dlaczego? Pandemia, bo Rafał zaczął pracę zdalnie, więc większość czasu jest w domu, a przedszkole Leona, bo tam nauczył się chodzić na spacery. Wcześniej Leon szedł tylko w konkretnym celu, w konkretne miejsce, nie umiał po prostu spacerować, dla samego chodzenia, dzięki współpracy z terapeutami i naszym ćwiczeniom, Leon stał się przednim spacerowiczem. Tak więc Drako jest z nami od świąt i znów zmienił nasze życie na bardziej pozytywne.
Oprócz swoich terapeutycznych mocy, jakimi jest usilne dążenie do kontaktu, towarzyskość, przebywanie razem, wspólna zabawa, inicjowanie najprostszych relacji, pies uczy odpowiedzialności i dbania o inną istotę. Szczeniak często posikuje w domu, obaj chłopcy nie mieli problemu z wytarciem kałuży, wręcz nie trzeba było ich do tego namawiać, sami widzieli taką potrzebę. Wychodzenie na spacer i wspólne pilnowanie siebie, tworzenie dbającego o siebie stada. Drako jest bokserem, sama miałam psa tej rasy w dzieciństwie i nie znam bardziej terapeutycznej rasy dla dzieci. Boksery to wieczne szczeniaki, bardzo pozytywne, trochę fajtłapowate, bez agresywnych predyspozycji. Oczywiście wiele zależy od właściciela i każdego psa nie ważne jaka rasa można „popsuć”.
Egzotyki, czyli zwierzaki sensoryczne
Tak jak wcześniej Wam pisałam, ciocia chłopaków jest weterynarzem i jej pierwszym nabytkiem jest Rudi, agama brodata. Moi chłopcy go uwielbiają, dla Leona to kolczasty, chropowaty i sensorycznie przyjemny kompan. Dla Brunka to super jaszczurka, którą można nosić i obserwować.
Kolejnym ciekawym dotykowo nabytkiem cioci jest wąż Regi. Działa dociskowo, i sensorycznie, wiem trochę dziwnie to brzmi :D.
Kolejna i póki co ostatnia, jest fretka. Jest ulubienicą Bruna, jest tak ruchliwa, że jedyne nie poruszone zdjęci mamy, jak śpi. Dla Leona jest zdecydowanie zbyt nadpobudliwa. Do tego, jak się nakręci zdarza się, że ugryzie. Mimo to, jest rozkosznym i bardzo interesującym gryzoniem.
Zoo i zwierzęta hodowlane
Tak, jak już wcześniej Wam nadmieniałam, zoo było miejscem naszych codziennych spacerów. Sama obserwacja zwierząt, ma charakter poznawczy i terapeutyczny. W wieku 3 lat Leon miał fazę na karmienie listkami wszystkich zwierzątek hodowlanych. Zauważył jak starsza dziewczynka, to robi i bardzo mu się ta czynność podobała, jak tylko zbliżał się do zagrody, zaczynał zbierać zieleninkę z trawników. Obserwacja zwierząt, ich potrzeb ma charakter empatyczny, jednocześnie dzieci uczą się różnorodności gatunków i ich potrzeb.
Jestem zwolennikiem naturalnych terapii, terapia z udziałem zwierząt jest jedną z nich. Bardzo bym chciała wypróbować z Leonem terapii z udziałem alpag i koni, macie jakieś doświadczenia , w tym temacie?