Rodzina kojarzy mi się z pontonem, dryfującym po wodzie. Dlaczego nie z łódką? Bo łódź jest stabilna, ciężka i nie nadaje się na płytkie wody życia, gdzie czasem trzeba sięgnąć dna, zaryć o muł. Ponton jest delikatny, niewielki, pomieści tylko tyle osób na ile jest przeznaczony. Gapowicze spowodują zatonięcie łodzi, lub w najlepszym wypadku chwilowe jej podtopienie.
Pamiętajcie, że my mamy na pokładzie jeszcze kota i psa. Dla mnie specjalne potrzeby Leona są jak kot i pies na pontonie. Są ruchliwe, często panikują gdy nie czują się bezpiecznie, ich ostre pazury i zęby mogą przekuć napompowana łajbę. Jednocześnie, gdy są uspokojone, staja się łagodnymi towarzyszami podróży, podążającymi ku zachodzącemu słońcu.
Tak samo jest z potrzebami Leona, gdy nastawiamy się na ich wysłuchanie i wykazujemy chęć ich zaspokojenia, to udaje nam się iść przez życie lekko, z małymi postojami, jednak jednostajnym, spokojnym tempem.
Jestem wierna potrzebą Leona i zaufałam nie tylko wielu pseudo specjalistą, myśląc, że dla nich też są one ważne. Jednak z wiarą i zaufaniem jest jak z mlekiem migdałowym w sklepie: na etykiecie czytasz, ze jest bez cukru, a w składzie jest cukier trzcinowy.
Gdy otrzymaliśmy diagnozę Leona było nam ciężko. Teoretycznie spodziewaliśmy się takiego wyniku, ale jednak myślę, że każdy rodzic czeka na cud: że w końcu któregoś dnia to dziecko wstanie i zacznie mówić. Poczucie winy, żalu i straty gryzło nas od środka, a każde z nas próbowało szukać pociechy i nadziei. Jednocześnie staraliśmy się trzymać dla siebie nawzajem. Mnie praktycznie całkowicie pochłonęła terapia Leona, mój mąż uciekł w prace żeby Leonowi niczego nie zabrakło.
Jako ludzie potrzebujemy w coś lub w kogoś wierzyć. Szczególnie gdy jest nam ciężko, gdy dostajemy od losu po twarzy, zwykle nie spodziewamy się jeszcze kopniaka w tyłek. Podobnie było u nas. Niestety są ludzie, którzy karmią się czyimś nieszczęściem, którzy wykorzystują czyjąś ufność czy gorszą chwilę. Ludzie, którzy chcą mieć to co my nie poświęcając niczego, bez wyrzeczeń, pokazując tylko to co chcą pokazać.
Z moim mężem znamy się od trzynastego roku życia, a mamy po trzydzieści lat, więc dużo. Przeszliśmy ze sobą wiele pięknych ale i trudnych chwil. Widzieliśmy się w sytuacjach nie zawsze „eleganckich”, pełnych bezradności, bólu i cierpienia, ale i radości, euforii. Los nie był dla nas łaskawy. Byliśmy młody ludźmi, którzy przez różne sytuacje rodzinne, domowe, choroby, wypadki, relacje rodzinne sprawiły, że oboje byliśmy w ciągu naszego życia odpowiedzialni na wiele lat przed naszymi własnymi dziećmi. Trochę było tak, że czas na błędy i głupoty uciekł nam gdzieś bokiem.
Z takim stażem i bagażem doświadczeń, łatwo zauważyć że nie wyglądamy jak para z okładki kolorowego czasopisma. Więc jak pozostać w relacji pomimo tego wszystkiego? Nie jest łatwo, choć nie jest to niemożliwe, a tak jak Wam wcześniej pisałam, są osoby, które tylko czekają na moment gdy jesteśmy słabi. Tyle, że te osoby nie chcą tego WSZYSTKIEGO, tego bagażu. One nie chcą Wam tego wszystkiego odebrać. Wolą upolować, poczuć się zwycięzcami, że udało im się wyrwać żonatego, z dziećmi, zawiesić trofeum na ścianie i wrócić na łowy. Dla mnie to jakby upolować jelenia, bez jednej nogi i z nadgryzionym tyłkiem, no ale cóż rzeczywiście jak głowa wisi jako trofeum to reszty już nie widać..
Zostałam w życiu zdradzona przez parę kobiet. Ha! Przyznajcie się czekaliście na historię o niewiernym mężu i biednej skrzywdzonej żonie. Niestety, jeśli liczyliście na taką opowieść, to możecie zamknąć stronę i przerzucić się na jakąś plotkarską witrynę. Nie sądźcie, że mam odrazę do wszystkich kobiet. Nic z tych rzeczy. Znam wiele wspaniałych, wspierających, walecznych i sinych kobiet, które swoją postawą mnie inspirują i dodają siły. Są zwykle proste, szczere i mają w sobie wiele zrozumienia. Ciężko mi zrozumieć, gdzie ta solidarność kobiet. Nie wierze w postulaty „nie będziesz szła sama” a z kim? z moim mężem? Przykro mi patrząc jak tak ważne słowa mówią osoby, które robią wręcz odwrotnie. Ale kiedy to im dzieje się źle nagle są walecznie i rzucają takie górnolotne hasła. Czemu gdy jedna kobieta po raz setny wykonuje te same ćwiczenia w domu z dzieckiem, druga mówi jej mężowi: „może Ty jej już nie kochasz”. Dlaczego robimy sobie takie rzeczy? Przecież jesteśmy kobietami, jak nikt Wiemy co to ból przy porodzie, co to strach o dziecko, wiemy co to bezradność i bezbronność w obliczu różnych sytuacji życiowych. Czy tak ciężko zobaczyć nam w drugiej kobiecie, w jej cierpieniu siebie?
My żony, matki na starcie jesteśmy na przegranej pozycji. To jak porównanie ładnej nowej lalki Barbie stojącej na wystawie do starej lalki szmacianki, czy jak mówi moja Terapeutka „porównanie domu do hotelu lub tygodnia do weekendu”. Nasi mężowie widzieli nas już bez makijażu, w ciąży, w chorobie, podczas porodu, w połogu, w przesiąkniętej od mleka bluzce podczas gdy karmimy piersią. Podczas gdy inne kobiety są wyspane, umalowane, pełne pozytywnej energii, młode i wesołe.
Wiem, że czekacie na jakieś pikantne szczegóły, jednak nie przeczytacie nic odkrywczego 😉 . To nie kolejny harlequin, to szczere wyznania o życiu, które nie zawsze jest czarne lub białe, ale ma wiele odcieni szarości. Trudno jest żyć w świecie, w którym bez przerwy musimy czytać etykiety i nie możemy zaufać, ze produkt bezglutenowy rzeczywiście jest bez glutenu, że koleżanka z pracy rzeczywiście jest tylko koleżanką a nie zagrożeniem dla rodziny. Nie chce Was straszyć, ani też nastawiać Was, że każda kobieta jest potencjalnym zagrożeniem, bo tak nie jest. Chce tylko byśmy myślały o sobie nawzajem i pamiętały, że nikt tak dobrze nas nie zrozumie jak druga kobieta. I pamiętajcie, że mimo, że tej żony może nie widać ale ona jest i czuje.
Świetnie napisane. Właśnie tak to wygląda
Dzięki 🙂
Szczerość się bardzo ceni. Z przyjemnością przeczytałam tekst. Porównanie rodziny do pontonu też ciekawe.
Dziękuję 🙂
Piesek to Cane Coro? Pytam tak z ciekwości. Co do okładek to zapewne kwestia światła makijażu i będziecie sie prezentować cudnie na okładce. Ważne pytanie: na ile to ważne? Tak sobie pomyślałam
nie, bokser 😉 Co do reszty też mam podobne zdanie 😉
Tak, rodzina i ponton to dobre porownwnie. U mnie podobnie ?
Ja jestem singlem. Czekam na męża. Szukam go, ale zawsze pytam „zonaty?” jest mówi że tak albo placze się w odpowiedzi, nie tracę czasu i nie wchodzę butami w życie udanego czy nieudanego małżeństwa. Pozdrawiam serdecznie
Widzę, że tekst napisałaś bardzo szczerze i tak od serca, zwyczajnie, ale z pewnym przesłaniem. I nigdy bym nie wpadła, że rodzinę można porównać z pontonem.