Pisząc o ścieżka sensorycznych, oczywiście opowiem Wam o wielu gotowych matach, lub o tych które można zrobić samemu, ale nie może oczywiście zabraknąć naturalnych ścieżek, dostępnych w przyrodzie.
Chodźmy w Las
Moi obaj synowie, to typowe dzieci lasu. Wspinają się po drzewach, wykonują akrobacje na korzeniach, uwielbiają czuć runo leśnie, generalnie korzystają z wszystkich zasobów natury.
Ich stopy są niezwykle wrażliwe, a jednocześnie stymulacja z natury umacnia ich odporność i stabilny chód. Pamiętam ile kontrowersji wzbudzało zdjęcie z listopada, na którym Bruno jest w zimowej kurtce i bez butów:
Las przez długi czas był dla nas azylem, miejscem, w którym możemy być sobą, bez pytań „gdzie jest czapeczka?” albo uwag ” bo nóżki mu zaraz zmarzną”.
Las posiada niezwykły zasób naturalnych masażerów, nie tylko dla stóp. Moi chłopcy doświadczają natury także dłońmi, twarzą a także całym ciałem.
O lesie i jego zaletach opowiem Wam jeszcze nie raz, ponieważ jego zasoby sensoryczne i terapeutyczne są nie ocenione.
Działkowiec, czyli o małych ogrodnikach
Naszym kolejnym powrotem do natury jest działka w rodzinnych ogrodach działkowych. Mnóstwo doznań sensorycznych od ziemi, po trawę, kamienie, chodniczki itp. Kolejne miejsce, w którym moje dzieci zdejmują buty tuż przed furtką jakby wchodziły na świętą ziemię.
Co z tym ogrodem, czyli jak zaaranżowaliśmy nasz kawałek ziemi
Gdy ponad dwa lata temu przeprowadziliśmy się do wykończonego już domu, nie pominęliśmy również ogródka. Dzieciaki od razu przywitały: zjeżdżalnia, huśtawki, piaskownica i trampolina. Jednak szybko nasza ładna zielona trawka zmieniła się z takiej:
Na taką:
Nie dość, że wyglądało to jak krajobraz z starego westernu lub jakby przeleciało tędy stado dzików, to z ziemi zaczęły wychodzić pozostałości z budowy domu, czyli szkło, metal i inne niebezpieczne śmieci. Nawożenie ziemi i sadzenie trawy, zdawało się nie mieć sensu, bo miejsca najbardziej wydeptane stały się trasami najbardziej uczęszczanymi. Jednocześnie chcieliśmy wyznaczyć pewne strefy, mianowicie strefa relaksu tak zwany taras, strefa zabawy, trasa rowerowo-jeździkowa oraz poszerzenie strefy parkowania gdyż czekaliśmy na nowy samochód. Ponadto jakoś nie mieliśmy ochoty wydawać milionów i jednocześnie wysłuchiwać od robotników jaka krzywa ziemia, jakie to nie pasujące itp. Tak jak już pisałam Wam w poprzednim wpisie, wyznajemy idee zrób to sam. Tak więc zakasałam rękawy i zaczęłam od podjazdu:
Kratkę z kamieniami przeciągnęłam aż do trampoliny co jednocześnie pomogło nam w jej stabilizacji, gdyż parę razy nam odfrunęła . :p
Czy wyszło idealnie? Oczywiście, że nie, ale zrobiła to sama, a raczej z moimi dziećmi i moim mężem zaopatrzeniowcem ;). I jak coś trzeba poprawić, wyrównać to wiem jak to zrobić. W całym procesie tworzenie słyszałam wiele komentarzy, od przechodniów. W większości były to komentarze „Panów z brzuszkiem”, którzy nie zbyt pochlebnie, z wyższością wypowiadali się o wykonaniu i całym procesie, ale wiecie co ja zrobiłam to sama i mam namacalny efekt.
Przyszła kolej na część wypoczynkową. Zdecydowałam się na kafle tarasowe, oraz na kamienne i trawiaste panele tarasowe. Wybrał je oczywiście Leo. Wymacał, te które najbardziej pasowały mu sensorycznie.
Szybko przeszliśmy do strefy placu zabawa oraz strefy szybkiego ruchu dla rowerków, gdyż była bezpośrednio połączona z tarasem.
W tych strefach dodaliśmy jeszcze kafle bezpiecznego podestu na place zabaw oraz drewnianą ścieżkę, którą otoczyliśmy piaskownice. Po raz kolejny nie wyszło idealnie, ale chłopcy są zadowoleni, brali udział w całym procesie tworzenia, co było dla nich bardzo ciekawe.
Niestety z naszymi tujami stało się szybko to samo co z trawą, a wiklinowe ogrodzenie było już zbyt prześwitujące, więc przyszedł czas na ogrodzenie. Tutaj planowaniem i większością procesów twórczych zajął się Rafał.
Ja z chłopakami zajęłam się malowaniem i impregnacją desek.
Cały proces był dość skomplikowany ale jak widzicie chłopaki wykazali pełne zaangażowanie. 🙂
Na koniec dodaliśmy dywan z sztucznej trawy w miejscach gdzie wcześniej były tuje.
Jak Wam się podoba efekt ? 🙂
Ścieżki sensoryczne, czyli gratka dla małych fakirów
Omówiłam Wam już zewnętrzne masaże dla stóp, teraz opowiem Wam trochę o tym co możecie stworzyć lub kupić. Na początek dzieło moich rodziców na dzień dziecka.
Leon uwielbia tą ścieżkę i jak widzicie można do niej użyć wszystkiego. Mój tato jest stolarzem dlatego dużo elementów jak próbniki, filce do szaf czy ozdobniki użył do uzyskania jeszcze ciekawszych doznań czuciowych. Ale Wy nie musicie być stolarzami, wystarczy filc, kamienie, muszelki, gąbki, guziki, szmatki itp. Dużo pomysłów, nie tylko na ścieżki sensoryczne znajdziecie na grupie: https://www.facebook.com/groups/201434720557719/
Oczywiście możecie też kupić gotowe maty i elementy ścieżek sensorycznych. Pokaże Wam jakie mamy my.
A jak jest u Was? Wasze dzieci lubią biegać na boso, czy czują się bezpieczniej w butach? 🙂
2 komentarze do “Ścieżki sensoryczne, czyli jak to jest gdy ma się dwóch Hobbitów w domu”